-Każdy mi tak mówi, ale ja jakoś nie jestem przekonana. Polubiłam już moje życie. Wszystko miałam tu na miejscu, mogłam pracować, być w Polsce,a jadąc tam muszę być gotowa na mnóstwo wyrzeczeń.- Powiedziałam podając papiery Grześkowi.
-Jednak cieszy mnie bardziej, że nie skorzystałaś z mojej propozycji i jedziesz do męża.
-Wiesz Łomacz, mam firmę, dziecko, w zawodzie nie pracowałam praktycznie nigdy tylko tyle co na praktykach studenckich. Nie mogę sobie pozwolić na rozjazdy i życie z dala od małej, ani zostanie teraz w Polsce.
-Rozumiem, cieszę się, że poszłaś po rozum do głowy,ale jakbyś miała kiedyś jakąś podbramkową sytuację to pamiętaj, że ja i Philippe chętnie powitamy Cię w sztabie Skry.
-Jasne.- Uśmiechnęłam się do niego.- Długo się wahałam, ale muszę oddać Ci tę umowę.
-Naprawdę rozumiem.
-Dzięki Grzesiu. Muszę już lecieć, bo mała zaraz kończy swój ostatni dzień w przedszkolu, a rano mamy samolot.
-Odezwij się czasem z ziemi włoskiej, ewentualnie jak znowu zawitasz z Osmanym do Bełchatowa to zadzwoń umówimy się na kawę.
-Dobrze. Trzymaj się.-Dałam mu całusa w policzek, przytuliłam i wyszłam, szukając w torbie kluczyków od samochodu.
Odebrałam Laurę smutną z przedszkola, bardzo zżyła się z dzieciakami i z jednej strony wcale nie chciała wyjeżdżać, ale jak tylko wspomniałam,że jutro zobaczy tatę i spędzimy z nim cały weekend razem, bo ma wolne,a potem i tak będziemy z nim mieszkać to trochę jej przeszło. Wpływ na polepszenie jej zachowania mógł mieć fakt, że obiecałam kupić jej kinder niespodziankę za to, że grzecznie zniosła dzisiejszy dzień. Szkoda,że nikt mi nie dał żadnej nagrody gdy żegnałam się z Aśką, rodzicami, znajomymi czy nawet tym miastem. Kurcze będę piekielnie tęsknić.
Weszłyśmy do domu i mała zaraz zajęła miejsce przed telewizorem w salonie, a mi rozdzwonił się telefon.
-Halo?-Odebrałam.
-Cześć. To jutro będziecie?- Dopytywał Osmany.
-Sprawdzasz czy się nie rozmyśliłam?
-Tylko troszeczkę. Przez te wszystkie lata się trochę zmieniłaś, ale nadal jesteś nieobliczalna.- Powiedział, a ja parsknęłam śmiechem.
-Bez przesady. Mam dla Ciebie jeszcze jedno zadanie.
-Jakie?- Powiedział niemal jęcząc, bo miał gdzieś pewnie z tyłu głowy gdy kazałam mu kupić nawilżacz powietrza do pokoju Laury, pościerać wszędzie kurze w jej pokoju, kupić nowe poszewki na poduszki i kołdry oraz rozmrozić lodówkę.
Z tą lodówką to nawet nie wiem, dlaczego mu kazałam, ale na pewno przyda się w późniejszym czasie.
-Kup zapas kinder niespodzianek i dobrze schowaj.
-Dlaczego?- Powiedział ze zdziwieniem w głosie.
-Bo nasze dziecko to mała przekupna bestia i lubi słodycze jak ty. Dobra Osmany kończę, bo jak nie skończę nas pakować to obawiam się, że jutro nigdzie nie przylecimy. Chcesz porozmawiać jeszcze z Laurą?
-Nie. Jutro zobaczę ją na żywo. Bardzo się cieszę.
-Ona też się cieszy. -Powiedziałam zbierając jeszcze rzeczy, które muszę włożyć do walizki.
-A ty się cieszysz Ania?- Zapytał i wprawił mnie w poczucie konsternacji.
To nie było tak, że się nie cieszyłam, ani tak, że się cieszyłam, miałam wiele obaw, zostawiałam całe dotychczasowe życie, bałam się, decyzję o przeprowadzkę podjęłam pod wpływem chwili i wielkiej tęsknoty za Osmanym.
-Cieszę się, ale też boję i jestem przytłoczona.- Powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Nie bój się, będę przy Tobie.
- Spróbowałbyś nie, to byś Laury więcej na oczy nie zobaczył, a moi rodzice do niczego, by mnie już nie nakłonili.- Zażartowałam, chociaż wcale nie było mi do śmiechu.
Nie wiem na czym stoję z Osmanym. Tego boję się najbardziej.
- Pogadamy jutro w domu. Teraz już kończę. Trzymaj się Osmany.-Powiedziałam i nie czekałam na odpowiedź tylko się rozłączyłam.
Reszta wieczoru i nocy minęła mi na pakowaniu. Myślałam,że przymknę oczy chociaż na 30 minut podczas lotu, niestety mała była tak podekscytowana spotkaniem z tatą, że ciągle o tym mówiła. Idąc z nią przez lotnisko ciągle dopytywała kiedy spotka się z tatusiem, gdzie jest tatuś, ile jeszcze do tatusia.Dopiero gdy weszłyśmy na salę przylotów,a ona zobaczyła Osmanego szybko do niego pobiegła i wtuliła w jego nogi, ten tylko się zaśmiał, uniósł ją i przytulając do swojej szyi pogłaskał po głowie, ja za to szłam z milionem walizek na specjalnym wózku i powoli do nich podeszłam.
-Cześć.- Uśmiechnęłam się do niego, a on tylko przygarnął mnie ramieniem do siebie i staliśmy tak kilka chwil w uścisku.
Potem się nachylił i cmoknął mnie w kącik ust.
-Cześć.-Odpowiedział swoją bardzo dobrą polszczyzną. -To co dziewczyny. Jedziemy do domu?-Zapytał z uśmiechem na twarzy, a mała tylko pokiwała trochę głową nie odrywając się od jego szyi.
-A zejdziesz ze mnie na chwilę to pomogę mamie z walizkami?- Zapytał się swojej córki.
-A nie uciekniesz nam nigdzie?-Starała się upewnić.
-Skarbie nie zamierzam nigdzie uciekać.- Odpowiedział.
-Dobra, ale tylko na chwilę. Potem znów będziesz mnie nosił.-Mruknęła, gdy ten odstawiał ją na ziemię,a potem chwyciła za rękę mnie.
-Będziemy znów mieszkać razem?- Dopytywała.
-Skarbie, mówiłam Ci,że tak.- Odpowiedziałam.
-Będziemy też spędzać czas wszyscy razem?- Zadawała więcej pytań.
-Tłumaczyłam Ci to w samolocie.
-Co z tego. Wolę się upewnić. Ty zawsze możesz mnie okłamać, a jak tata też powie tak jak ty, to oboje nie możecie kłamać.-Stwierdziła i patrzyła pod swoje nogi.
-Będzie dokładnie tak jak mama mówiła.- Powiedział Osmany.
-Ale super. To co będziemy dziś robić?- Znów zadała pytanie,a ja byłam tak wykończona, że dałam się wykazać Juantorenie w roli rodzica.
_____________________
Witam dzieciaczki!
Niespodziewaliście się mnie tak szybko?
Ja siebie też nie, ale wygląda na to, że wracam na bloggera pełną parą.
Niedługo ruszam tutaj :D
See u :D
Jak możecie to zostawcie jakiś ślad po sobie chociaż uśmiech, że czytacie, bo zawsze milej i wiem, że jest dla kogo :D